Biografia i „stopnie prawd”

W połowie lat pięćdziesiątych, u zmierzchu socrealistycznej tendencji, Jarosław Iwaszkiewicz wystąpił z odczytem na zebraniu niesławnej związkowej „sekcji poezji”. Swój „referat” rozpoczął deklaracją, że będzie mówił, jak pisze się jego własne wiersze. Żart był dobry – w gronie tym dyskutowano dotąd, jak należy pisać w ogóle, jakie w poezji winny pojawiać się tematy i jaką formę najlepiej jej nadać. Moda na żartowanie z tego jeszcze nie nastała, ale już zaczęto dostrzegać groteskowy potencjał działania sekcji twórczych. Poza tym zdanie prelegenta wbrew pozorom szczególną deklaracją megalomanii nie było, bo żadna z osób zgromadzonych w warszawskim Domu Literatury nie chciała pisać wierszy Iwaszkiewicza i może nawet traktowano by to jak wielkie nieszczęście. Było jasne, że będzie on mówił o tym, na czym znał się najlepiej. Wystąpienie to, jeden z rzadkich autokomentarzy swej twórczości, pisarz przedrukował w niezmienionej postaci kilkadziesiąt lat później. Można zaryzykować stwierdzenie, że to sytuacja bez precedensu. 

Może więc i na pytanie o pisanie biografii warto, by piszący te słowa spróbował udzielić odpowiedzi utrzymanej nie w konwencji teoretycznych rozważań, lecz garści refleksji na marginesie doświadczeń z własnej praktyki – pracy nad dwutomową biografią wspomnianego wyżej pisarza, zatytułowaną Inne życie. Refleksji, a może nawet wyznań. 

Jeśli już jesteśmy przy wyznaniach – wypada zacząć od kwestii szczerości. Sprawy fundamentalnej, zwłaszcza jeśli prawdę uznaje się za zasadniczy temat literatury, zaś poznanie jej za cel paradoksalnego zabiegu tworzenia fikcyjnego modelu rzeczywistości po to, by poznać, zrozumieć i wyrazić mechanizmy prawdziwego. Łatwiej jednak stworzyć fikcyjny model, który będzie odnosił się do prawdziwego, niż odtworzyć prawdziwy, który taki będzie. Wie o tym każdy historyk, podobnie jak o tym, że tak zwana szczerość jest kwestią etycznej intencji z jaką podchodzi się do przedmiotu badań. Intencji, którą można ująć w prostym: niczego nie usuwać, niczego nie dopisywać. Bywa to oczywiste zwłaszcza dla osób, które mają doświadczenie edytorskiej pracy ze źródłami. Jasne jest wówczas, że jakkolwiek niewygodna czy nawet kompromitująca autora byłaby treść, z jaką konfrontuje się edytor, nie może ona zostać usunięta. A w przypadku biografii usunąć coś oznacza po prostu nie napisać. Nie wymaga to więc cenzurowania czy skreślania, łatwo uznać ten zabieg za konieczną selekcję faktów, akt dyskrecji wobec bohatera i jego bliskich lub ulec pokusie osoby, która coś wie i pragnie pozostać w pewnym ekskluzywnym, być może nawet jednoosobowym zbiorze. 

W mickiewiczowskich Zdaniach i uwagach znajduje się tekst mniej więcej na ten temat, zatytułowany Stopnie prawd.

Są prawdy, które mędrzec wszystkim ludziom mówi,

Są takie, które szepce swemu narodowi;

Są takie, które zwierza przyjaciołom domu;

Są takie, których odkryć nie może nikomu. 

„Mędrzec” nie kłamie – on po prostu nie mówi prawdy. Ale można ten aforyzm przeczytać inaczej.

Biografia jest miejscem, w którym pojawia się krąg wiedzy przeznaczony dla wszystkich czytelników. Pewne jej aspekty będą zrozumiałe tylko dla członków narodu, a może nawet i pokolenia pisarza o którym mowa. Jest sfera zarezerwowana dla „przyjaciół domu”. I jest w końcu to niewyrażone, czego sam bohater biografii nie potrafił wyrazić. Jest – przepraszam za paradoksalną figurę – przez to, że go nie ma. „Mędrzec-biograf” nie decyduje więc o stopniach prawd – one istnieją obiektywnie, a tych, których „odkryć nie może nikomu”, nie odkrywa nie dlatego, że nie chce, lecz dlatego, że nie może. Nie powinien czuć się „powiernikiem tajemnicy”, którą objawia lub nie. Nie tylko dlatego, że obcowanie z osobą traktującą czytelnika w ten sposób jest nieznośne, a obecność nieznośnego autora już na wieki będzie karą dla jego dzieła. Przede wszystkim z tej prostej przyczyny, że „mędrzec” wielu rzeczy nie wie. Z szacunku dla nieznanego zaś wypada przestać traktować to, co się wie, jak jakieś szczególnego rodzaju tajemnice. Biograf zawsze będzie postacią z wiersza Iwaszkiewicza – to „łowca, co w lwie sieci ułowi motyle,/ Miast wielkiej tajemnicy posiadłszy – sekreta”. Taka kondycja poznawcza nie przekreśla prób, by „poznać, zrozumieć, wyrazić”. Każe jednak inaczej nieco zaszeregować odkrywane „tajemnice”.

Poszczególne biograficzne „tajemnice” przestają nimi być, jeśli znajdą się w kontekście spraw, które je otaczały. Jeśli nie traktuje się ich jak „smaczek”, „plotkę”, „ciekawostkę”, „odkrycie”, lecz jak wbudowany w kontekst konieczny element rekonstruowanej całości. Konieczny w sensie etycznym, bo pozwalający lepiej poznać i zrozumieć.

Oczywiście są osoby, którym niepomiernie trudniej z tym niż biografowi. Młodsza córka bohatera Innego życia, rozmawiając o ojcu, na uwagę, że pewne sprawy stały się już historią, zauważyła: „dobrze, ale ja nie jestem historią…”. Było w tym stwierdzeniu usprawiedliwienie, że ma prawo widzieć rzeczy inaczej, niż czytelnicy biografii jej ojca. Nie było zakazu czy moralnego szantażu. Kiedy po lekturze maszynopisu pierwszego tomu Innego życia usłyszała ze strony piszącego te słowa dość niezgrabnie zadane pytanie, czy znalazła w tym tekście rzeczy, które sprawiły jej przykrość – odpowiedziała: „Wiele rzeczy sprawiło mi przykrość, ale to nie pana wina”. Zawiera się w tym zdaniu to, co najważniejsze i najprostsze: mówienie prawdy może być przykre, nie może być winą. 

Używając wyklętego przez ponowoczesność słowa z mickiewiczowskiego aforyzmu, myślimy o poziomie faktów. I tu jednak natrafić można na kręgi przypominające te z utworu wieszcza. Jest więc obiektywny krąg zdarzeń, obejmujący biograficzną faktografię. Fakt faktowi nierówny – jedne stanowią część dostępnej wiedzy encyklopedycznej, inne dołączają do nich dzięki wnikliwości i badaniom biografa – byłby to drugi krąg wtajemniczeń, poznawany tylko przez czytelników danego dzieła. Do sfery faktów zdaniem piszącego te słowa należą nie tylko zdarzenia, lecz i uczucia, które – zakomunikowane, utrwalone – stają w jednym rzędzie z faktami. Im bardziej subiektywne zresztą, zaskakujące i oderwane od zewnętrznych impulsów, tym cenniejsze się wydają, wprowadzając w intymne zakamarki domu, którym jest wnętrze pisarza. W zamyśle twórczym Innego życia leżało poczucie, że musi się w nim znaleźć jak najwięcej zjawisk z tytułowej kategorii – doświadczeń wewnętrznych wypełniających rusztowanie faktografii. Poznać, zrozumieć i wyrazić owo „inne życie” jest zadaniem pisarza, ale próba rekonstrukcji i zintegrowania go to rzecz biografa. W ten sposób biografia staje się pewnym sposobem czytania narracji autobiograficznej, jaką bywa literatura. Czytania i opowieści o niej oraz jej autorze.

Tajemnic i spraw o których biograf „nie mówi nikomu”, jest aż nadto. Nie mówi, bo nie może. Nie może, bo nie wie. Nie mówi, czego nie wie. To wszystko, co z różnych powodów niezapisane i nieznane osobom otaczającym bohatera dzieła. Można wyobrazić sobie, że materiał ten tworzy równoległą biografię – nie ważniejszą, inną, której istnienie nie pozwala na jakiekolwiek mrzonki o „ujęciach całościowych”. W poezji Iwaszkiewicza powraca zadane przez dziecko pytanie: czy to już wszystko? Alternatywna biografia, alternatywne dzieło, którego nie można napisać, przypominają o tym, że to nie wszystko. Nie wszystko, ale niemało. 

„Dekada Krakowska” 2018, nr 2-3 (36-37).